Mary Elizabeth Winstead recently explained how she found out that 10 Cloverfield Lane was a franchise entry. Winstead, who starred opposite John Goodman in 2016's second Cloverfield franchise entry, most recently appeared as the lead in direct-to-Netflix thriller, Kate. Despite many major film roles over the years, Winstead has also found Młoda kobieta budzi się po przeżytym wypadku samochodowym w małym, obskurnym pomieszczeniu, które okazuje się częścią schronu przeciwatomowego. Jej „wybawcą” jest starszawy mężczyzna Howard. Nie tłumaczy jej, dlaczego musiał ją przykuć kajdankami, ale z jego opowieści wynika, że wyciągnął ją z rozbitego auta w momencie, gdy doszło do ataku niewiadomego pochodzenia, chemicznego lub jądrowego. Stąd też pomysł, aby ratunku szukać w konstruowanym przez lata, w pełni funkcjonalnym i wyposażonym schronie. Michelle poznaje tam również Emmetta, który pomagał w budowie bunkra i który nie ma powodów, aby nie wierzyć w historię Howarda, zwłaszcza że sam widział dziwne, czerwone światła zwiastujące katastrofę. Jednak kobieta bardziej boi się swojego dobroczyńcy niż końca świata, którym ją straszy. Cloverfield Lane 10 przypomina sinusoidę – podobnie jak główna bohaterka co rusz kwestionujemy wszystko, co słyszymy z ust Howarda, aby po chwili jednak być przekonanym zarówno do jego motywów, jak i opowieści. Mężczyznę gra John Goodman, dawno już nie widziany w tak niejednoznacznej roli. Do głowy przychodzi od razu jego występ w Bartonie Finku braci Coen – zwalista i dominująca postura każe nam mieć się na baczności, choć dziecięca wręcz radość bijąca z jego twarzy często tłumi nasze obawy. Te jednak są w przypadku postaci Howarda całkowicie uzasadnione, nie tylko dlatego, że sytuacja, w jakiej znalazła się Michelle, jest zastanawiająca. Czy zwątpienie nie pojawiłoby się najpierw, gdybyśmy usłyszeli o rzekomym ataku nuklearnym i konieczności spędzenia roku albo dwóch w schronie z kompletnie obcymi ludźmi? Film debiutującego w kinie Dana Trachtenberga zasadza się na tej nieufności i braku pewności, choć strach przed terroryzmem wydaje się tu nieobecny. Powodem takiego stanu rzeczy jest sam Howard, dopatrujący się w ataku działań Rosjan lub… Marsjan. Po takiej deklaracji trudno o uwierzenie Michelle we wszystko, co słyszy. Kobietę gra dawno niewidziana na dużym ekranie Mary Elizabeth Winstead – szczerość wypisana na twarzy i zaradność, jaka jej nie opuszcza przez cały czas, ułatwia nam utożsamienie się z nią. Tym bardziej, że sytuacja, w której się znalazła, jest okrutnie ironiczna i bez względu na to, co zrobi – zaufa gospodarzowi bądź nie – może ją tylko pogorszyć. Problemów z tym nie ma trzeci z lokatorów schronu, Emmett, młody mężczyzna wierzący w szczere intencje Howarda, choć zdający sobie również sprawę z jego wybuchowej natury i kosmicznych przekonań. Wcielający się w niego John Gallagher Jr. ma proste i sympatyczne oblicze sugerujące, że w konfrontacji z postacią graną przez Goodmana może okazać się przydatnym sojusznikiem. W finale jednak ten psychologiczny thriller zmienia się w coś całkiem innego. Ale może wcale nie tak nieprzewidywalnego. Cloverfield Lane 10 to ciekawy przypadek filmu, którego tytularne pokrewieństwo z Cloverfield sprzed ośmiu lat (u nas wyświetlanego jako Projekt Monster) działa zarówno na korzyść, jak i niekorzyść fabuły Trachtenberga. Zważywszy, że tamten obraz opowiadał historię grupki przyjaciół przedzierającej się przez zamieniony w strefę wojny Nowy Jork, który zaatakowany został przez gigantycznego potwora, trudno dostrzec jakiekolwiek powiązania fabularne z nowym tytułem. Oba filmy różnią się również stylistycznie – porzucono estetykę found footage i efektowność kina akcji na rzecz kameralnego i tradycyjnie zrealizowanego thrillera. Pamięć o poprzedniku każe wypatrywać fantastycznych elementów oraz nawiązań, co samo w sobie może być zgubne. Ci, którzy domagają się właśnie tego, mogą poczuć się rozczarowani. Ci idący natomiast na pełen napięcia dramat trójki zamkniętych w małej przestrzeni bohaterów również zostaną „wynagrodzeni” w sposób, jaki niekoniecznie im się spodoba. Zakończenie robi film, mówią moi bardzo dobrzy przyjaciele, i w przypadku Cloverfield Lane 10 trudno się z tym nie zgodzić. Nic nie zdradzając, napiszę, że ostatnie dwadzieścia minut nie do końca mnie przekonało, choć widok uciekającej przed napastnikiem Winstead, ubranej w domowej roboty kombinezon z zasłony prysznicowej, dostarcza dużo samoświadomej zabawy. Widać wtedy wyraźnie intencje twórców, którzy decydują się dostarczyć widzom rozrywki przewrotnej, budując zwrot akcji w stylu przypominającym słynną Strefę mroku. Kaczuszka, jaka widnieje na stroju głównej bohaterki, zdaje się śmiać nie tylko do nas, ale i chyba przede wszystkim z nas. 10 Cloverfield Lane, the spiritual successor to Matt Reeves' 2008 found-footage film, Cloverfield, is a gut-clenching, heart-racing experience that doesn't let up the level of intensity it instills Doceniam to, co zrobiono w przypadku tego filmu. W czasach, gdy pierwsze zwiastuny pokazuje się nawet i dwa lata przed premierą, a na pół roku przed nią, publikuje się materiał zdradzający ostatni akt filmu (tak, Batmanie i Supermanie, piję do was), nie sposób nie przyklasnąć twórcom takim, jak Abrams. Reżyserom, którzy z niemalże paranoidalną maniakalnością bronią wszelkich informacji na temat swoich produkcji, z troski o to, żeby widz odkrywał ich fabułę dopiero w sali kinowej. I znowu to zrobił. Świat jeszcze podniecał się siódmym epizodem - wyreżyserowanych przed niego - „Gwiezdnych Wojen”, gdy Abrams nagle wyciągnął „z kapelusza”, zwiastun kolejnego wyprodukowanego przez siebie filmu. Na trzy miesiące przed premierą. I to do tego sequel popularnego filmu sci-fi z ubiegłej dekady („Cloverfield” przetłumaczony u nas jako „Projekt: Monster”), o którym chyba nikt nie wiedział, że w ogóle powstaje. Ale czy aby rzeczywiście jest to sequel…? No więc właśnie, ponieważ to Abrams, to oczywiście wcale nie było to takie pewne. Zarówno jak i reżyser „10 Cloverfield Lane”, czyli Dan Trachtenberg, odpowiadali wymijająco - „historia spokrewniona”. Nie bez przyczyny, bo przez większość filmu scenarzyści igrają z widzem, nie dając czytelnej informacji przed czym tak w zasadzie bohaterowie chowają się w podziemnym schronie, a nawet prowokując do snucia podejrzeń, że na zewnątrz tak naprawdę nie ma żadnego zagrożenia. Michelle (Mary Elizabeth Winstead), główna bohaterka, rozbija się w pierwszych minutach filmu swoim samochodem. Gdy odzyskuje przytomność, odkrywa, że leży w zamkniętym pomieszczeniu, podłączona do kroplówki i przykuta do rury. Szybko pojawia się gospodarz, Howard (John Goodman), nerwowy facet, który nie jest zbyt skory do dzielenia się informacjami, ale w końcu oznajmia bohaterce, że doszło do ataku na Amerykę, powietrze może być skażone i przez długi czas nie mogą wychodzić na zewnątrz. Dziewczyna mu nie wierzy, traktując mężczyznę jak szaleńca z urojeniami, od razu zaczyna planować ucieczkę ze schronu. Prędko odkrywa, że na zewnątrz rzeczywiście może nie być bezpiecznie, ale życie w zamknięciu z Howardem zdaje się być niemniej groźne, bo wszystko wskazuje na to, że niestabilny psychicznie facet, skrywa jakiś mroczny sekret. I taki właśnie jest ten film. Jeżeli spodziewacie się wielkiego potwora pustoszącego miasto, ciągłej ucieczki przed nim pomiędzy blokami, albo po otwartej przestrzeni, klimatu zagłady i całego tego sztafażu kina sci-fi, to się rozczarujecie. Może to wszystko czeka tam na zewnątrz, poza bunkrem, a może i nie, bo jest to tylko zmyłka, perfidne nawiązanie w tytule do filmu sprzed ośmiu lat. Nie dowiecie się tego do chwili, aż ktoś wyjdzie na zewnątrz. Nie ma co się czarować, wiadomo, że w końcu musi do tego dojść, na to się czeka przez cały film, ale scenarzyści nie spieszą się z zabraniem widza na górę, poświęcając większość ekranowego czasu na budowanie psychologicznego thrillera paranoicznego. Zamysł zacny, natomiast wykonanie, no cóż… Zacznijmy od pozytywów. Winstead jest zaskakująco dobra, to bodajże jej najlepsza rola w karierze, poprowadzona konsekwentnie, bez fałszywych nut, emocjonalna, ale nie przeszarżowana, kiedy trzeba to skupiona, często jednak odpowiednio nerwowa, żeby oddać napięcie danej sceny. Goodman natomiast nie musi nawet wiele robić, żeby wzbudzać respekt, sama jego ogromna postura dominująca nad pozostałymi mieszkańcami bunkra (jest jeszcze ktoś trzeci, ale nie doczytujcie się za wiele w tym, że mało o nim piszę) daje mu ogromną przewagę, a gdy do tego jeszcze tupnie nogą i ryknie, to tynk praktycznie sypie się ze ścian. Bardzo fajnym pomysłem jest nawiązanie w tytule do filmu, którego sequel był oczekiwany od tak dawna, że wszyscy o nim zdążyli już zapomnieć, ale pójście przy tym w zupełnie inną stylistykę. Cynik mógłby powiedzieć, że to sprytny sposób na zebranie większej widowni dla skromnego thrillera, który w innym przypadku przeszedłby niezauważony. Możliwe, zwłaszcza, że wszystko wskazuje na to, że film początkowo był planowany jako niezależna historia. Nie da się jednak ukryć, że potencjalna obecność na zewnątrz stworów z innej planety nadaje całości dodatkowego smaczku i przez cały film podtrzymuje zaintrygowanie odbiorcy („będą czy nie będą?”). To powiedziawszy, muszę ze smutkiem dodać, że napięcie nie jest dozowane w takiej dawce, i tak sprawnie, jakby tego zapewne pragnął reżyser. Trachtenberg robi wszystko, co w jego mocy, żeby widz siedział na krawędzi fotela, trzeba mu to oddać, ale odbiór tego będzie już bardzo indywidualny. Nie byłbym zaskoczony, gdyby wielu widzów uznało film za szarpiący nerwy od początku do końca (są ku temu powody), samemu jednak, pomimo wielu starań reżysera i scenarzystów, zajęło mi ponad pół filmu, zanim pierwszy raz poczułem jakieś porządne emocje w związku z tym, co oglądam. Wcześniej doceniałem na „chłodno” kunszt wykonania i śledziłem z zainteresowaniem wydarzenia, ale serce nie biło mocniej. Im bliżej było jednak końca, tym częściej zaczynałem się wiercić w fotelu, a gdy akcja w końcu przeniosła się na zewnątrz bunkra, to już oczywiście z niemałym podekscytowaniem czekałem na to, co odkryje postać. Więcej oczywiście nie zdradzę, bo to podstawowa wartość filmu, którego nie wyobrażam sobie oglądać ponownie w najbliższym czasie. Kiedyś zapewne jeszcze do niego wrócę, dla pojedynczych scen, dla klimatycznej sklejki montażowej pokazującej życie w bunkrze, na której zresztą zbudowano zwiastun, dla nieco przytłaczających momentów, gdy Goodman dzieli kadr z Winstead i sama jego głowa jest dwukrotnie większa od twarzy aktorki, nie wspominając już o reszcie masywnego ciała. Jest to niewątpliwie ciekawa próba ugryzienia filmowej serii od innej strony, nie do końca udana, bo nie tak szarpiąca nerwy, jakby to twórcy sobie życzyli, ale i tak warta poświęcenia jej swojego wolnego czasu.
Sex and the City turns 25: A conversation with Skipper, Carrie's nice-guy pal from season 1 Ben Weber, who played Carrie's pal (and Miranda's boyfriend) Skipper, shares his memories from the set
\n \n\n cloverfield lane 10 cały film
Anyone expecting/desiring a sequel to Matt Reeves' 2008 monster mash will feel disappointed at best, cheated at worse, so let's make that thunderously clear from the off. Rather, 10 Cloverfield

Strada Cloverfield 10 (genul: science fiction psychological thriller) este un lungmetraj care-ţi taie respiraţia din prima clipă, pot chiar să-l caracterizez în 3 CUVINTE: imprevizibil, şocant, tulburător. Pe undeva a fost ca-n War of the Worlds (2005), o să vedeţi şi voi. Au fost 105 minute… citeşte. 10. 10.

. 435 460 280 525 629 70 141 434

cloverfield lane 10 cały film